No i też chciałam się spytać, czy masz jakąś ulubioną straszną historie? Może być nawet z dzieciństwa...W sekrecie powiem że uwielbiam straszne historie i chciałabym wiedzieć czy nasz ukochany i szanowany król Asgardu też lubi?
Obecnie jest już naprawdę niewiele historii, które by mnie przerażały. Nie ruszają mnie żadne te wasze fanaberie o duchach, wampirach, czy seryjnych mordercach w przebraniach klaunów... Jest to po prostu nudne. Najwięcej strasznych opowieści zdarza mi się w rzeczywistości i mam wiele wspomnień, które do dziś przyprawiają mnie o ciarki na całym ciele. Z czasem prawdopodobnie wszystkie te historie zanikną i przejdą do legend, a pamięć o nich pozostanie jedynie w książkach.
W dzieciństwie za to wręcz uwielbiałem straszne opowieści, a najbardziej te - wówczas niesamowicie popularne - dotyczące Jotunów.
Pewne wydarzenia w moim życiu sprawiły jednak, że przestały mi się one podobać i wszystkie książki z gatunku horrorów zniknęły z mojej osobistej biblioteki. Cóż, o ile dobrze pamiętam, stało się to wówczas, gdy jedna z takich historii spełniła się...
Mogę ci jednak przytoczyć pewną opowieść, która według mnie była straszna, a która wydarzyła się naprawdę, w czasie moich wędrówek po Muspelheimie.
Muspelheim, Czerwona Planeta, jak wszyscy wiedzą jest krainą suchą i pustynną, której wyjałowioną ziemię pokrywają całe zbiorowiska gorących gejzerów, a zamiast rzek obtacza ją płynna lawa. Jej mieszkańcy umieją sobie poradzić, spokojnie, okazjonalnie zdarzają się tu deszcze, a w niektórych miejscach można odnaleźć źródła wody - trzeba jednak umieć ich szukać, biją bowiem bardzo głęboko pod ziemią...
Odszedłem troszkę od tematu, ale musiałem zrobić drobne wprowadzenie do całej opowieści, byś wiedziała, jak wygląda życie w Muspelheimie. Jak się pewnie domyślasz, nie lada zaskoczeniem było dla nas, gdy wędrowaliśmy z paroma berserkerami i nagle… natrafiliśmy na prawdziwą oazę, miejsce w całości zbudowane z zieleni. Wszędzie rosły tu bujne krzewy, drzewa o szerokich liściach zdawały się sięgać nieba… Było to zjawisko niespotykane. Postanowiliśmy zbadać je z bliska, więc zatrzymaliśmy się wewnątrz tej mini-dżungli na jedną noc. Rozbiliśmy obóz nad niewielkim jeziorem i postanowiliśmy, że z samego rana rozpoczniemy „zwiedzanie”.
Może byłem przewrażliwiony, a może zadziałał u mnie szósty zmysł… Od początku ta sytuacja mi nie pasowała. W nocy ani na chwilę nie mogłem zmrużyć oka. W końcu, zniecierpliwiony, postanowiłem trochę pochodzić po okolicy, rozprostować kości… Nie wiem, jak długo tak wędrowałem, musiały minąć z dwie godziny, gdy... usłyszałem krzyk.
Czym prędzej popędziłem do obozowiska, ale… było już za późno. Widok, jaki tam zastałem, po dziś dzień nawiedza mnie i wywołuje dreszcze na całym ciele. Dwójka moich towarzyszów była obtoczona przez… korzenie. Albo raczej to, co wzięliśmy za korzenie. Były czerwone. Z przerażeniem patrzyłem, jak drgają pulsacyjnie, wysysając krew z ich bezbronnych ciał. Słyszałem ten okrutny odgłos miażdżących się kości, gdy żywa tkanka drzewa przyciskała ich do ziemi, odbierając im możliwość poruszania się, wyciskając z ich płuc tlen. Słyszałem… jak ich krew jest wciągana przez korzenie… jak są pożerani żywcem… Patrzyłem, jak już ich martwe ciała są obdzierane ze skóry, a potem z mięsa; jak w ich wnętrzach zalęgają się obrzydliwe, czerwone robaki i kontynuują to, co zaczęły drzewa.
Jeden z moich towarzyszów wciąż żył. Nie tracąc ani chwili do namysłu, doskoczyłem do niego i odciąłem nożem oblekające go korzenie. Nie była to prosta sprawa, stworzenie okazało się niebywale silne. W końcu jednak uwolniłem go i szybko razem uciekliśmy z tego przeklętego miejsca.
Gdy już byliśmy na zewnątrz i wydawało mi się, że możemy odetchnąć z ulgą, on nagle upadł na kolana… „Płaczesz?” – spytałem, myśląc, że żal mu śmierci kompanów. On zamiast odpowiedzieć odchylił głowę i otworzył szeroko usta, jakby chciał krzyknąć. Nie wydał się z nich jednak żaden odgłos. Zamiast tego… wypełzły z nich robaki. Dziesiątki, setki czerwonych robaków, ociekających krwią z jego wnętrzności.
Uciekłem. Musiałem uciekać. Jeszcze długo potem zastanawiałem się, czy we mnie nie zalęgły się też te paskudztwa, tak jak w moim towarzyszu… Do dziś go pamiętam, klęczącego tam pośrodku pustyni. Do dziś pamiętam jego oczy. Wpatrujące się z nadzieją w ciemne, pozbawione gwiazd niebo.
Puste niebo. Puste oczy. Pusta nadzieja.
No... muszę przyznać, że to co tu przeczytałam, było na prawdę mocne i straszne. A proszę wiedzieć, że wyobraźnię to mam wielką. A końcówka już w ogóle była mocna.
OdpowiedzUsuńJeśli jest tak jak król mówi, to pewnie z pańskiej biografii wyszła by cała seria książek ze strasznymi historiami.
Nie dziwie ci się czemu zaprzestałeś lubienia strasznych opowieści, które teraz częściej ci się zdarzają w rzeczywistości.
Opowieści o Jotunach powiadasz? Muszę kilka wygrzebać z neta i poczytać kiedyś.
Wątpię, czy znajdziesz je w internecie. Byłbym bardzo zaskoczony, w końcu one istnieją tylko w naszych podaniach.
UsuńMógłbym ci jedną z nich opowiedzieć, ale... jest ona dla mnie zbyt bolesna. Może kiedyś.
Ok... do niczego nie zmuszam. Wystarczą mi Midgarckie straszne historie.
UsuńOj zdziwisz się co czai się w necie... oj i to bardzo.