Och, czcigodny władco przybywam do ciebie drugi raz z tą samą prośbą przeczytania mojego opowiadania:[klik]I ocenienia go według królewskich kryteriów.
Wymiękłem przy czwartej stronie.
Po pierwsze: układ graficzny. Tekst nie jest wyjustowany i nie ma akapitów, tylko są jakieś pseudo-wcięcia, takie jakby odstępy...
Po drugie: błędy. Stylistyka, gramatyka, interpunkcja i ortografia leżą i wstać nie mogą. Często zdania są pisane w złym szyku, przez co nie mogłem w ogóle zrozumieć, co czytam. Zazwyczaj jednak z pomocą mojej sekretarki udawało mi się przebrnąć. Czasem jednak zdarzało się i tak, że nawet ona nie wiedziała, o co chodzi, więc pomijałem dany fragment. Muszę też stwierdzić, że niestety nie posiadasz umiejętności stawiania przecinków w odpowiednich miejscach... uznaję za swój obowiązek poinformowanie cię, iż przed "lub" przecinka nie stawiamy. Często też urywasz niektóre słowa albo wkradają ci się jakieś niepotrzebne literki, które utrudniają przeczytanie wyrazu (rzuciła mi się w oczy nawet nieumiejętność zapisywania niektórych słów). Dodatkowo, co utrudnia czytanie: powtórzenia, błędna koniugacja i odmiana przez przypadki, ubytki w postaci braku polskich znaków, brak logiki w zdaniach. O, i wspominałem już o powtórzeniach?
Po trzecie: fabuła. Po czterech stronach za bardzo w akcję wciągnąć się nie da, ale zmierzam do czegoś innego... stereotypy. Pomysł na główną bohaterkę - nudny i oklepany. Dziewczyna przeprowadza się z jakiejś wiochy do trochę większego miasteczka. Ma problemy w kontaktach z "rodzicielką". I jest typem bohatera: "za dnia, a nocą" - czyli innymi słowy, ma dwie osobowości, bo z pozoru wydaje się wesoła, optymistyczna, jednorożce i tęcza rządzą światem, ale w jej wnętrzu gromadzi się Ginnungagap, ciemność, smutek, żal, rozczarowanie. Jeden stereotyp odhaczony. Ale idźmy dalej! Jak wiadomo, każdy, jak tylko przybędzie do nowej szkoły, nie umie odnaleźć się w jej planie (nawet, jeśli kształt budynku układa się w literę "U", co chyba z założenia oznacza proste korytarze), ma problemy z nawiązaniem kontaktów z rówieśnikami (których albo uważa za nieprzyjaznych, albo za niewystarczająco rozwiniętych umysłowo, by z nimi w ogóle rozmawiać) i... wpada na jakąś niespodziewaną osobę! Tą osobą jest tutaj: przewodnicząca klasy, blondynka, długie nogi, uchachana, zachowująca się jak debilka i wyglądająca jak sprzedajna dziwka. Kolejny stereotyp: do katalogu! Nasza blondyneczka uznaje za życiowy cel przeprowadzenie głównej bohaterki przez odmęty liceum i ułatwienie jej aklimatyzacji.
W tym momencie mam dość.
Pozwoliłem sobie wybrać ciekawsze fragmenty:
- "Przedmiescia również były progiem do Greymorskich lasów, z których co noc słychać było wycie. W takich chwilach szczęsciarzami byli Ci, którzy mieszkali w centrum." - Dżungla boleści? (Plus: to nie jest list, nie ma tu zwrotów grzecznościowych... "Ci" z małej litery.)
- "I nawet powietrze wydawało się tam czystrze, jaśniejsze, jakby składało się z promieni słońca" - To jest gdzieś na początku rozdziału. Widząc wyraz "czystrze" już wiedziałem, że będzie źle. Poza tym... powietrze może być jasne albo ciemne? I teoretycznie rzecz biorąc: powietrze naprawdę składa się z promieni słońca.
- "wyszła z samochodu, trzaskając przy tym drzwiami z taką furią, że gdyby akurat ktoś miał pomiędzynimi szyję, pewnie potoczyłaby się ona po chodniku" - W jaki sposób szyja może się toczyć? (Plus: "pomiędzynimi" osobno)
- "Liceum nie było duże, może po sześć klas w każdym roczniku, więc każdy każdego znał" - Skonsultowałem to z moją sekretarką, bo pewności nie miałem. Ale... skoro nie było duże, a sześć klas na rocznik, to rozumiem, że w każdej klasie po 10 uczniów max? No, bo skoro wszyscy się znają...
- "[...] wisiały zdjęcia najsłynniejszych w całym hrabstwie, lub nawet stanie absolwentów, lub uczniów z najwyższymi średnimi" - Czarny Wietrze, dopomóż. Interpunkcja jest tutaj tak zawalona, że w żaden sposób tego zdania zrozumieć nie mogłem. Przez dłuższą chwilę zastanawiałem się nad wtrąceniem na temat "stanu absolwentów" - w jakim stanie są absolwenci, co to ma do zdjęć i czy temat zostanie podjęty później. (Już nawet nie mówiąc o drugiej części zdania)
- "Większość jednak zdjęć była hańebnie przystrojona [...]" - Czym są "jednak zdjęcia"? I... cholera, nawet ja wiem, że NIE TAK piszemy słowo "hańebnie". Poza tym.. co to znaczy "haniebnie przystrojony"? Moja sekretarka nie umiała mi niestety wytłumaczyć...
- "Jestem Kimberly Greyson, przewodnicząca klasy IIb, twojej nowej klasy" - Tak nawiązując do fabuły. W szkole pojawia się jakaś nowa dziewczyna (główna bohaterka) i już wszyscy o niej wiedzą. Dodatkowo, NIKT jej nie zna, nikt jej nigdy na oczy nie widział, a nasza blondyneczka - Kimberly - mimo wszystko wie, w jakiej klasie główna bohaterka się znajduje. Szacun.
- "Pierwszą rzeczą, jaką musisz wiedzieć, to to, że nasza szkoła słynie z ciekawości, więc przygotuj się na to, że będziesz zasypywane gradem pytań" - Pytania od szkoły. Od budynku w sensie...? Zaczyna się robić ciekawie.
No, dobra, po tym ostatnim cytacie postanowiłem, że mam dość. Nie czytam dalej. Bo, szczerze powiedziawszy, tego się nie da czytać.
Tak się zastanawiam... pani Autorko, czy pani kiedykolwiek czyta napisany tekst?
Przegląda...?
Przerzuca wzrokiem...?
Okej... tylko pytałem... :/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz